Aktualności

-

czwartek, 9 sierpnia 2012

Rozdział pierwszy.

  
[muzyka]
  To był jeden z mroźniejszych, grudniowych wieczorów. Temperatura spadła poniżej zera, szyby w oknach przyozdobione zostały pięknymi obrazami, ukształtowanymi ze szronu, a na trawnikach leżała gruba warstwa śniegu. W poszczególnych domkach widać było przez okna palące się kominki, nad którymi wisiały świąteczne skarpety. Niektóre domki były świątecznie przyozdobione. Można by powiedzieć, urocza i spokojna mieścinka.
  Ulica Teevan Road znajdowała się na samych obrzeżach miasteczka, gdzie panował największy spokój. Na dworze nie było żywej duszy, wszyscy pochowali się w swoich uroczych domkach spędzając czas z rodzinami, ciesząc się wspólnym szczęściem. W końcu tego dnia wypadała noc wigilijna. 
  Nagle zza zakrętu wyłoniła się czarna taksówka i zatrzymała się pod domkiem o numerze 13. Gdy kierowca oznajmił, że są już na miejscu, dziewczyna siedząca z tyłu podniosła lekko głowę. Wyjrzała przez okienko i westchnęła. Zapłaciła mężczyźnie, który pomógł jej wyciągnąć walizkę z bagażnika i stanęła na wprost piętrowego domku, który zewsząd oświetlony był lampkami. Każda osoba zachwyciłaby się tym widokiem, każda, ale nie ona. Ona stała na przeciw i patrzyła na to wszystko bez żadnych uczuć. Nie ruszało jej to, nie obchodziło. Nawet nie chciała tam być. Najchętniej uciekłaby gdzieś do lasu, ukryła się i przeczekała, aż te wszystkie kolorowe ozdoby znikną. Nie czuła i nie chciała świąt w tym roku. I gdyby nie ziąb, który w tamtym czasie spowijał Anglię, to pewnie uciekłaby jak najdalej. 
  Chwyciła walizkę i podeszła do dębowych drzwi. Zapukała. Nie czekała długo, drzwi otworzyła jej chuda kobieta o blond włosach i niebieskich oczach. W niczym nie przypominałam jej matki, zauważyła i weszła do środka. Kobieta pomogła jej się rozebrać z ciężkiej kurtki, czapki i szalika, i zaprowadziła do kuchni.
  Milczały. Kobieta patrzyła na dziewczynę z zatroskaną miną, ale tamta nie miała ochoty patrzeć na nią. Przyglądała się zegarowi na ścianie, który wskazywał godzinę osiemnastą.
 - Może jesteś głodna? - Spytała się w końcu kobieta. Dziewczyna machinalnie przeniosła wzrok na blat, na którym leżały półmiski ze świątecznymi daniami. Pokręciła głową i odważyła się w końcu spojrzeć na ciotkę. 
 - Dobrze, więc. - Powiedziała podnosząc się z taboretu. - Pokaże ci twój pokój.
I tego jej było trzeba. Dziewczyna wstała pośpiesznie z siedzenia i ruszyła po swój bagaż. Chwyciła walizkę i ruszyła za ciotką na piętro, a później weszły do niewielkiej sypialni na przeciw łazienki. 
  Sypialnia była naprawdę niewielka. Mieściło się tam jedno podwójne łóżko, dwie niewielkie szafy i stolik nocny. 
 - Zostawię cię teraz - powiedziała kobieta i wyszła zamykając za sobą pokój.
  Nareszcie sama, powiedziała w myślach. Puściła walizkę nie dbając o to, że z impetem upadła na podłogę i zapewne narobiła ciotce stracha, że demoluje jej sypialnie, ale nie dbała o to. Podeszła do niewielkiego lustra, które wisiało obok szafy i spojrzała w nie. Co w nim zobaczyła? Około 170 centymetrów żywego nieszczęścia. Blada twarz, którą okalała burza brązowych włosów, łagodnie opadających na ramiona. Duże orzechowe oczy, w których nie było widać ani grama szczęścia, dość zgrabny nosek i idealne usta.
  Odwróciła się od lustra, gdyż nie mogła znieść tego widoku. Za bardzo przypominała swoją piękną matkę, przystojnego ojca i zabawnego brata. Każdy szczegół jej twarzy był choć w połowie taki sam, jak jej najbliższych. Teraz tylko to jej po nich zostało, odbicie w lustrze! Rzuciła się na łóżko i wbiła twarz w poduszkę. Pozwoliła by łzy płynęły jej po policzkach brudząc jednocześnie jedwabną pościel. Pozwoliła, by wszystkie emocje dały upust. Nie miała sił udawać silnej, gdyż wcale taka nie była, nie w tej chwili, nie po tym cą ją spotkało.
  To się zdarzyło dokładnie w dwa dni przed wigilią. W domu panowało zamieszania spowodowane przygotowaniami do świąt. Wszystko musiało wypaść idealnie, jak zawsze, dlatego też wszyscy pomagali w przygotowaniach. W kuchni urzędowała wysoka i piękna kobieta, o długich i prostych brązowych włosach i czekoladowych oczach. Stała nad kuchenką mieszając łyżką w garnku, a z jej twarzy nie znikał uśmiech. Po chwili podeszła do niej córka, nachyliła się nad garnkiem i powąchała zawartość. 
 - I co myślisz, Birittany? - Spytała ją matka odgarniając z jej czoła włosy. 
 - Myślę, że jest idealnie. - Uśmiechnęła się i ucałowała rodzicielkę w policzek. Wtedy do kuchni wszedł równie wysoki mężczyzna, o blond włosach i orzechowych oczach, który w ręku trzymał pozwijane lampki choinkowe.
  - Kochanie, myślę, że już nic z tego nie będzie. Wymieniliśmy z Paulem każdą jedną żaróweczkę i nadal nie działają, na dodatek młody zaplatał się w resztę kabla, więc tak czy siak muszę to uciąć.
Obie kobiety zaśmiały się i wychyliły głowy by spojrzeć na najmłodszego członka rodziny i na jego bezowocne starania wydostania się z kabla. 
 - Pojadę zaraz do marketu i kupię nowe opakowanie. 
 - Jadę z tobą, tato! - Krzyknął Paul podskakując, gdyż wciąż miał związane nogi. Zachwiał się i gdyby mężczyzna go nie złapał, miniaturowa kopia niego zapewne uderzyłoby z impetem o ziemię. 
 - I ja się zabiorę - powiedziała kobieta, a córka na nią spojrzała. - Britt, zajmiesz się potrawką, a ja skoczę po jeszcze kilka przypraw. Zapomniałam o majeranku. Będziemy za godzinkę, dobrze skarbie?
Dziewczyna, zwana Brittany kiwnęła głową. Wraz z rodziną poszła do przedpokoju i przyglądała się, jak stopniowo opatulają się warstwami ubrań, chroniące ich przed mrozem. Gdy wyszli zamknęła drzwi i podeszła do okna, by patrzeć jak odjeżdżają. Gdy samochód zapalił i ruszył wzdłuż ulicy, by zaraz zniknąć za zakrętem dziewczyna odwróciła się z zamiarem ruszenia do kuchni i wtedy to się stało.
  Takiego wybuchu jeszcze nigdy nie słyszała. Szybko ponownie odwróciła głowę i wyjrzała przez okno. Na końcu ulicy coś się paliło, a w górze unosił się dym. Jej oczy napełniły się łzami i biegiem ruszyła do drzwi. Otworzyła je z impetem i wyskoczyła na dwór zostawiając je otwarte. Biegła po śniegu w papuciach, w samym krótkim rękawku. Biegła nie zważając na zimno. Biegła, bo musiała. I w końcu dobiegła. Srebrne volvo było w częściach, a każda z nich zajarała się ogniem. Wokół wyczuć było swąd benzyny, a gdzieniegdzie śnieg przybrał czerwonego odcienia. Upadła na kolana zakrywając dłonią twarz. 
  Po pięciu minutach przyjechała policja, którą wezwał jej sąsiad. Siłą odciągnęli Brittany do radiowozu, opatulili kocami i zajęli się zbieraniem zwłok. Dziewczynie udało się zauważyć, jak policjanci wkładają do ambulansu trzy wielkie, czarne i wypchane wory. Ponownie zaczęła płakać. Płacz zamienił się w histerię i dopiero interwencja doktora i zastrzyka na uspokojenie pozwolił jej na chwilę odpłynąć w niebyt. 
  Przespała kilka godzin i gdy się obudziła zauważyła popakowane rzeczy w pudłach. Gdy próbowała wstać ktoś momentalnie do niej doskoczył. Była to dziewczyna z sąsiedztwa, która słyszała o wypadku i została poproszona o pomoc w wyprowadzce.
 - W wyprowadzce? - Spytała zaskoczona Britt.
 - Tak, przenoszą cię do twojej ciotki. Została już poinformowana o tym wydarzeniu i powiedziała, że cie przyjmie. 
Britt przyglądała się dziewczynie zaledwie starszej od niej o 3 lata. Jeśli mówiła prawdę, to czeka ją przeprowadzka do Leatherhead, które oddalone jest od jej domu o setki kilometrów. Tatia, bo tak miała na imię owa dziewczyna wskazała jej walizkę i powiedziała, że tam znajdzie najpotrzebniejsze rzeczy, a że reszta dojdzie za dwa lub trzy dni. 
  I tak wylądowała w Leatherhead, niewielkiej mieścinie, w której kiedyś mieszkała jej matka, ale uciekła  stamtąd, gdyż nienawidziła tego miasta. Brittany czuła, że też go nie pokocha, nawet gdyby się bardzo starała. Nie chciała tam mieszkać i na pewno nie chciała świąt. Nawet wołana na kolację w towarzystwie ciotki i jej narzeczonego, nie odpowiedziała i nie zeszła. Leżała po prostu na tym łóżku modląc się, o przebudzenie. Modląc się o jakiś cud, który sprawi, że wszystkie te wydarzenia, to tylko wstrętny sen, koszmar wręcz. Chciała zamknąć oczy i po otwarciu nich być nadal w swojej starej sypialnie opatulona ciepłą kołdrą, a obudzona ciepłym całusem w policzek od jej rodzicielki. Marzyła o tym. 

___________________________________________________________________________
Wiem, że rozdział mało interesujący, ale jest to dopiero wstęp. Pozdrawiam. 

16 komentarzy:

  1. Biedna, współczuję jej. Ja nie wyobrażam sobie życia bez mojej rodziny, mimo, że dość często bywają irytujący i wścibscy nie potrafiłabym pogodzić sie z ich odejściem.

    Świetny rozdział, mam nadzieje, że dziewczyna odnajdzie sie w nowym miejscu. Może nie będzie tak źle? raczej jej sie spodoba, nie? ;) Oby :3

    Czekam na kolejny rozdział :)

    Pozdrawiam ^^

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdział wiele wyjaśnia, moim zdaniem dobry wstęp. Osobiście to czekam na tego chłopaka z prologu. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że chłopak z prologu już niedługo się pojawi. ;)

      Usuń
  3. Naprawdę współczuję głównej bohaterce. Jestem tylko ciekawa, kto był odpowiedzialny za wybuch. Czyżby jakiś zamach? A może zwykła pomyłka? Ostatecznie pozostawałby jeszcze wypadek, w wyniku którego samochód sam wybuchł, jednak nie wiem, jaką strategię zamierzasz obrać. A może chłopak z prologu był odpowiedzialny za morderstwo jej rodziny? Wiem, wiem, za bardzo kombinuję.
    Chociaż w rozdziale na razie nie działo się nic szczególnego, oprócz retrospekcji, która miała wyjaśnić pojawienie się głównej bohaterki u ciotki, to był on interesujący.
    Z niecierpliwością czekam na nowość.
    Pozdrawiam.

    przesiakniete-grzechem.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha, ja też jak czytam czy coś oglądam cierpię na 'syndrom wybujałej wyobraźni' i zaczynam główkować. Ale główkowanie nie jest złe. ; ) Wszystko się jeszcze wyjaśni. ^^

      Usuń
  4. Nieprawda! Rozdział jak najbardziej interesujący. Opisałaś to jak straciła rodzinę, jej przeprowadzkę. To wszystko niezmiernie mnie poruszyło. Współczuję bohaterce i już się z nią zżyłam.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  5. A ja uważam, że rozdział jest jak najbardziej interesujący. Chociaż, niestety, bardzo smutny. Początkowo nie rozumiałam, skąd u Brittany taka wielka niechęć do świąt i przebywania w towarzystwie ciotki, ale potem zaczęłam stopniowo się zastanawiać: gdzie są jej rodzice? I wkrótce wszystko się wyjaśniło... Straciła cała swoją rodzinę w ciągu zaledwie kilku minut. I pomyśleć, że gdyby pojechała z nim, również pożegnałaby się z życiem, a coś czuję, że w obecnej sytuacji emocjonalnej byłoby to dla niej lepsze niż życie bez rodziców i brata. Mam nadzieję, że Britt odnajdzie się w Leatherhead i jakiś ułoży sobie życie, które teraz jest w malutkich kawałkach.
    Czekam na rozdział drugi.
    Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  6. Rozdział całkiem ciekawy, można bliżej poznać Brittany i jak znalazła się u ciotki. Smutna historia. Dziewczyna nagle straciła całą swoją najbliższą rodzinę. Mam nadzieję, że ta przeprowadzka okaże się jednak dla niej dobra i, że Britt pozbiera się jakoś po tym, co się wydarzyło. Przepraszam, że dopiero teraz odwiedzam Twojego bloga, ale wcześniej nie miałam kompletnie czasu. Dziękuję za Twój komentarz na moim blogu ;) Możesz informować mnie o nowościach? Bardzo wciągnęło mnie to, co napisałaś, więc będę tu regularnie zaglądać ;] Pozdrawiam i życzę weny w dalszym pisaniu!
    http://w-kregu-klamstw.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  7. Rozdział był ciekawy, nie wiem, czemu uważasz inaczej. Pewnie też nie byłabym uradowana myślą o tym, że muszę zamieszkać z ciotką, kiedy zginęłaby cała moja najbliższa rodzina. To znaczy, na pewno doceniałabym dobre chęci, ale sam fakt, że zginęliby moi bliscy... No cóż, na pewno nie byłoby łatwo się otrząsnąć.
    Widziałam kilka literówek, ale nawet nie pamiętam gdzie.
    Pozdrawiam :)
    Informuj mnie o kolejnych rozdziałach :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń
  9. Ale ze mnie gapa ! Zapomniałam skomentować rozdział... haha. Dobra, nadrabiam zaległości.
    Uważam,że piszesz na tyle dobrze,że potrafisz zaciekawić czytelnika. Dlatego nie wiem dlaczego uważasz,że rozdział wyszedł mało interesujący.
    Gdy czytałam zakładkę "Bohaterowie",a dokładniej fragment o śmierci rodziny Britt nie pomyślałam że mogliby zginąć w taki sposób. Zastanawiam się czy był to tylko wypadek czy coś innego.
    Nie mogę się doczekać kiedy pojawi się Josh. Uwielbiam tajemniczych facetów <33
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  10. Przepraszam, że tutaj zostawiam mój komentarz, ale nie masz spamownika. Zapraszam na rozdział pierwszy http://w-kregu-klamstw.blogspot.com/ ;)

    OdpowiedzUsuń
  11. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń
  12. Trafiłam na Twojego bloga całkiem przypadkiem, jednak nie żałuję, że poświęciłam chwilę na przeczytanie rozdziału i prologu ;) Podoba mi się. Fakt, smutne, a nawet dołujące, ale mimo to świetne. Sama też bym po takim czymś nienawidziła świąt...
    Będę czekać na kolejny rozdział ;)
    http://neverending-truth.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  13. mało interesujący??? on jest świetny.... przeczytałam cały od początku do końca rozdział i nie mogę się wysłowić... po prostu genialny..... czekam na następny i zapraszam do mnie... nie zapomnij nie poinformować... :** ^^

    OdpowiedzUsuń
  14. http://pretty---little---liars.blogspot.com/
    http://vampires-of-los-angeles.blogspot.com/
    http://told-him-to-go.blogspot.com/
    http://krupaj6.blogspot.com/
    zapraszam... :)

    OdpowiedzUsuń