Aktualności

-

sobota, 20 października 2012

Rozdział drugi.


  Życie nie jest sprawiedliwe. Daje co chce i odbiera, kiedy mu się żywnie podoba. Zdaje sobie sprawę, że jest panem każdego, ludzkiego istnienia. Na szczęście, niektórzy mogą istnieć, nie podlegając żadnym regułom życia. Istnieją, dlatego, że zostali stworzeni, ale nie przez życie. Przez śmierć.
  Życie jest do bani, uśmiechnął się pod nosem, wstał z kamienia i zniknął.

  Był styczniowy poniedziałek. Na ziemi wciąż leżał śnieg, a jednak nie było już tak strasznie zimno, jak w święta. Przed miejscowym collegem zaczęły gromadzić się grupki uczniów, zmierzających do szkoły. Wszyscy znali się tam od lat, dlatego też z zainteresowaniem przyglądali się nowej personie, wlokącą się powolnym krokiem w stronę budynku.
  Brittany nie była tym faktem zadowolona. Na prawdę, najchętniej chciałaby uciec. Nie miała najmniejszej ochoty pójścia do nowej szkoły, a tym bardziej do mieszkania wśród tych wszystkich ludzi. W tej chwili chciałaby siedzieć, na zimnym, marmurowym blacie, który przykrywał grób jej rodziny. Niestety, grób został w Blackpool, w jej mieście rodzinnym. Nie chciała sprowadzać rodziców i młodszego brata, do tego, już znienawidzonego, miejsca. W końcu, nie po to jej matka uciekała z Leatherhead, by w nim spocząć.
  Wieść o pogrzebie spadła na Britt jak grom z jasnego nieba. Pewnego dnia przyjechał policjant, by porozmawiać z brunetką. Według ustaleń policji, samochód wybuchł w wyniku wycieków benzyny. Później oznajmił jej, że parafia, do której uczęszczała cała rodzina Brittany, opłaciła cały pogrzeb. Trzeba było już tylko pojechać do Blackpool, na pogrzeb, który odbył się 27 grudnia.
  Gdy policjant opuścił dom, Britt ruszyła do salonu, gdzie siedziała jej ciotka, Charlotte i jej narzeczony, Teodor. Stali, wpatrując się w nią, obawiając się kolejnego napadu histerii. Ale ona po prostu stała i wpatrywała się w ich twarze.
 - To za dwa dni - powiedziała ochrypniętym głosem. - Jedziesz?
Charlotte spuściła wzrok, przyglądając się swoim butom. Brittany nie ustępowała i wpatrywała się w ciotkę, czekając na odpowiedź.
 - Nie... - mruknęła cicho i odważyła się spojrzeć siostrzenicy w oczy. Spojrzenie, jakim uraczyła ją Brittany, lekko ją wystraszyło. Dziewczyna spoglądała z prawdziwą nienawiścią na kobietę. Nie wierzyła własnym uszom.
 - Czemu? - warknęła.
 - Po prostu, nie. Ja i twoja matka nigdy nie stanowiłyśmy rodziny. To, że jej ojciec popełnił ten błąd i spłodził mnie, to już nie moja wina. Ja i Anett nigdy nie byłyśmy dla siebie rodziną.
 - Jest twoją siostrą! - krzyknęła Brittany.
 - Nigdy nią dla mnie nie była i nic się nie zmieniło!
  Tak, więc na pogrzeb pojechała bez ciotki. Ted zaoferował się w podwiezienie dziewczyny i odstawienie z powrotem do domu, jednakże ani do kościoła, ani na cmentarz z nią nie poszedł. Brittany nie pamiętała kiedy ostatnim razem czuła się tak samotna. Jednak przez cały pogrzeb nie uroniła ani jednej łzy. Stała po prostu, w ciszy żegnając się z rodziną. Gdzieniegdzie wyłapała pojedyncze twarze, jej starych znajomych. Jednakże nikt do niej nie podszedł. Tak na prawdę było jej z tym dobrze.
  Gdy trumny zostały pochowane, Britt przykucnęła przy marmurowym murku i położyła na nim rękę. Gładziła go z prawdziwą czułością, tak jakby chciała, by jej najbliżsi mogli to odczuć.
  Nie wiedziała ile siedziała na cmentarzu, jednakże gdy wychodziła, na dworze robiło się już bardzo ciemno. Ruszyła wolnym krokiem do samochodu, w którym czekał na nią Teodor. W milczeniu wrócili do domu.
  Po powrocie straciła jakikolwiek szacunek do ciotki. Nie odzywała się do niej, nie patrzyła, nawet nie przebywała w tym samym pokoju co ona. Po prostu najczęściej siedziała zamknięta, w swojej niewielkiej sypialni, wpatrując się w zdjęcie jej rodziny, które wpięła w górny róg lustra.
  Kilka dni później jej ciotka z narzeczonym, jak gdyby nigdy nic wybyli na imprezę sylwestrową. Trudno opisać, jak wielką nienawiścią darzyła Brittany Charlotte. Chyba jeszcze nigdy nie czuła tak wielkiej nienawiści, jeśli w ogóle.
  Dzwonek przywrócił ją na ziemię. Spojrzała z niechęcią na postarzałe budynki jej nowej szkoły. Poprawiła torbę na ramieniu i ruszyła.
  Środek budynku nie zachwycał dziewczyny, przeciwnie, czuła obrzydzenie.Czuła się jak w klatce, w klatce bez wyjścia. W klatce, w której inni czuli się swobodnie, tylko ona jedyna nie. Jak dziwoląg, wybryk natury. Bo to coś nienaturalnego stracić całą rodzinę tego samego dnia. To nienormalne i w stu procentach nie fair!
Tym razem nie rozpacz, a prawdziwa wściekłość zawładnęła jej sercem.
  Stała na środku korytarza szkolnego, omijana przez dziesiątki uczniów i czuła, jak do jej oczu napływają łzy, prawdziwe łzy nienawiści. Już jedna szykowała się do spłynięcia po policzku, gdy nagle ktoś ją tyrpnął. Jednak to nie było zwykłe, lekkie, czy też przypadkowe tyrpnięcie. To tyrpnięcie ją zabolało i czuła, że na ramieniu już kształtuje się wielki siniak.
  Spojrzała na plecy osoby, która ją poturbowała i, kiedy zorientowała się, że nie doczeka się przeprosin ruszyła za osobnikiem i klepnęła go ręką w plecy. Chłopak, bo był to właśnie chłopak, odwrócił się i spojrzał na nią. Dziewczyna zauważyła, że ma niezwykłe stalowe oczy.
 - Nie wiem, jak to jest w tej dziurze, ale stamtąd skąd ja pochodzę, po uderzeniu kogoś mówimy ''przepraszam''.
Chłopak posłał jej zimne spojrzenie, wzruszył ramionami i odszedł.
Co za dupek, pomyślała. Beznadziejny, jak całe to miasto.
I tu masz rację, uśmiechną się złowrogo.

***
Przepraszam, że tak długo nie publikowałam żadnego rozdziału, ale w sierpniu miałam pracę polegającą na sprzątaniu po remontach, a od września miałam kilka problemów związanych ze szkołą, przez co na szybko musiałam się przenieść. Dodatkowo dostałam teraz pracę w zerówce, w soboty, więc też jestem zabiegana. I ogólnie jest zapieprz ze wszystkim.
W każdym bądź razie, przepraszam, że tyle czekałyście na to... Bo to wciąż nie jest jakiś super, ekscytujący rozdział, ale to wciąż wprowadzenie. Zastanawiam się, czy przedstawienie już Joshua było dobrym pomysłem, ale już tam, trudno.
Pozdrawiam. : )



 

7 komentarzy:

  1. Twoje opowiadanie jest świetne. Dzisiaj po raz pierwszy zajrzałam na Tego bloga i zaraz po przeczytaniu prologu po prostu MUSIAŁAM od razu przeczytać wszystkie rozdziały. Zacznę właśnie od tego, że prolog jest cudowny. Może i krótki, bez rozbudowanych opisów czy wyszukanego słownictwa. Za to przepełniony jest czymś o wiele ważniejszym - emocjami, które, przynajmniej dla mnie, są najważniejsze w opowiadaniach. Kolejne rozdziały również pełne są emocji, można dokładnie zrozumieć uczucia targające główną bohaterką. Wiele osób potrafi pisać piękne opisy, dopracowane dialogi, ale za to w ich opowiadaniach brak emocji, bo zawarcie ich w tekście jest bardzo trudne. Ale Tobie się to udało! Dodaję Twojego bloga do linków i czekam na kolejny rozdział.
    A w wolnej chwili zapraszam do mnie:
    koszmar-na-jawie.blogspot.com
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  2. Uwielbiam tą aurę tajemniczości,która otacza twoje opowiadanie. Aż chce się czytać więcej i więcej. Jest mi szkoda Brittany.Nie umiem sobie wyobrazić jakie emocje musi w sobie tłumić by czasem nikt nie wysłał jej na przymusowe leczenie psychiatryczne.
    Nareszcie doczekałam się Johua ! Od samego początku ta postać wpadła mi w oko(może to przez Iana ?).
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. Przeczytałam wszystkie rozdziały, choć jest ich niewiele. Już teraz z wielkim zniecierpliwieniem czekam na więcej. Twój styl pisania jest naprawdę genialny. Doskonale potrafisz opisać uczucia Brittany po śmierci rodziców. Musi jej być naprawdę trudno. W dodatku wszystko działo się na jej oczach i to tuż przed wigilią, najpiękniejszym świętem w roku (przynajmniej jak dla mnie). Ten cały wybuch, pożar, płomienie... nie mam pojęcia, jak sobie z tym poradzi. Szczęście w jednej chwili zamieniło się w nieszczęście. Britt musi być silna.
    Powstrzymywała się od płaczu na pogrzebie, choć na dłuższą metę ukrywanie emocji nie przyniesie jej korzyści. Z pewnością zachowanie cioci nie pomoże jej w radzeniu sobie z tym ogromem cierpienia. Aż brak mi słów, żeby nie przyjść na pogrzeb własnej siostry. I co z tego, że były przyrodnie?!
    Zastanawia mnie to, dlaczego mama Brittany tak bardzo nienawidziła tego miasteczka. Co takiego jej się przytrafiło, że była skłonna do ucieczki. Wierzę, że ta kwestia wyjaśni się w kolejnych rozdziałach :)
    Co do prologu, to był on bardzo intrygujący i tajemniczy. Kim jest opisany przez Ciebie mężczyzna? Nie wiem i szczerze mówiąc, bardzo mnie to ciekawi :D
    Naprawdę świetnie piszesz. Już zdążyłaś mnie wciągnąć w świat tego opowiadania.
    Ja tymczasem zapraszam do mnie www.passato-futuro.blogspot.com :)

    OdpowiedzUsuń
  4. No hej, hej! Muszę przyznać się szczerze, że gdy zajrzałam na tego bloga, byłam świecie przekonana, że znajdę tu jakieś fanfiction Pamiętników Wampirów (może przez postacie Iana i Niny w nagłówku) a tu taka niespodzianka! Pozytywnie mnie zaskoczyłaś ;)
    Od gdy tu wpadłam, przeczytałam wszystko co tu znalazłam i jestem na TAK. Stanowczo. Sam pomysł... początek może i trochę banalny i oklepany, ale dalej jest już inaczej i bardziej oryginalnie, co mnie cieszy. Za to prolog niezwykle tajemniczy, ale i ujmujący. Tyle w nim emocji! Z resztą jak w całym twoim tekście. Genialnie opisujesz emocje, jakie targają bohaterką. Jeszcze nie mieliśmy okazji się przekonać, kim jest ten tajemniczy chłopak, ale stawiam, że jakąś nadprzyrodzoną, nieśmiertelną istotą, być może wampirem, ale nie mam co do tej kwestii pewności.
    Jak przedmówczynię, mnie też zastanawia, dlaczego matka Brittany tak bardzo nienawidziła swojego rodzinnego miasteczka, że z niego uciekła i czy jej córka w niedługim czasie nie zrobi tego samego?
    Zauważyłam kilka literówek i kilka nieprawidłowości w zdaniu, ale nijak nie jestem w stanie tego teraz przytoczyć. Wybacz ;)
    Wiesz? Doskonale cię rozumiem. Też mam ostatnio rozpierdziel wszędzie i we wszystkim, i też niedawno skończyłam sprzątać po remoncie ;)
    Pozdrawiam serdecznie i zapraszam do mnie! ;*
    [requiem-dla-milosci]

    OdpowiedzUsuń
  5. Przepraszam, że tak długo, ale szkoła. Rozumiesz.

    Hehe, lubię Brittany, ma w sobie coś takiego co urzeka mnie w głównych bohaterach. Oczywiście, współczuję jej, nie tylko z powodu śmierci rodziny, ale i braku wsparcia od ciotki. Nie mam wyrozumiałości dla takich osób, może i nie traktowała swojej siostry jako rodziny, ale mogła przyjechać na cmentarz ze względu na szacunek dla zmarłych. Już nie lubię Charlotte.
    Co do chłopaka, który ją trącił ramieniem, mogę tylko przypuszczać kim jest, ale zapowiada się bardzo obiecująco ;) .

    Nie mogę się doczekać kolejnej części. Błagam pisz dłuższe rozdziały! ;*

    Pozdrawiam ^^

    OdpowiedzUsuń
  6. P.S. Mogłabyś mnie informować o NN? Tu jest moje gg:43176509

    OdpowiedzUsuń
  7. Nominuję cię do Liebsten Award!
    Więcej szczegółów znajdziesz na moim blogu.

    Pozdrawiam i Gratuluję !

    OdpowiedzUsuń